Kobiety na fali roku 2021 – Natalia Moskal

Nasze rozmówczyni – kobiety na fali Biznesu na fali. W tym wypadku Natalia Moskal jest multi-marką, kobietą wielu twarzy i prawdziwy człowiek renesansu. Śpiewa, wydaje swoje płyty, na te potrzebę stworzyła własne wydawnictwo Fame Art, a kilka lat temu rozszerzyła działalność wydawniczą również o książki, które zresztą sama czasem tłumaczy. A to wszystko żyjąc na dwa kraje…
Pretekstem do naszej rozmowy – wywiadu jest koncert Natalii Moskal podczas tegorocznej, 10. edycji Literackiego Sopotu, który odbędzie się już w najbliższą sobotę (21 sierpnia).

Bardzo Państwa na ten koncert zapraszamy! Natalia zagra ze wspaniałym zespołem w Art Inkubatorze przy ul. Goyki 3! Wstęp jest wolny.   A już teraz – zapraszamy do naszej rozmowy.

https://www.facebook.com/LiterackiSopot

Natalia Moskal – kobieta orkiestra w jednej osobie i artystyczna dusza…

Urodziła się w Polsce i tu prowadzi działalność, Włochy są jej wielką miłością i drugim domem. Pod koniec zeszłego roku wydała płytę w hołdzie wielkiej Sophii Loren i kulturze włoskiej. Znalazły się na niej takie utwory, jak: „Mambo Italiano”, „Felicita” czy „Tu vuo fa l’Americano”.

Natalio, pretekstem do dzisiejszego wywiadu jest Twój koncert podczas Literackiego Sopotu, który odbędzie się już w najbliższą sobotę (21 sierpnia). Jak to się stało, że się pojawisz właśnie tam? Czy zaskoczyło Cię zaproszenie na Festiwal?

Zaskoczeniem może być, że gramy koncert na festiwalu literackim, nie muzycznym! Ale nic nie jest tu przypadkowe, ponieważ tegoroczna, 10-ta edycja Literackiego Sopotu jest edycją włoską! Zagramy utwory z mojej ostatniej płyty „There is a star”, na którą składają się piosenki włoskiej ikony Sophii Loren, głównie z jej filmów z lat 50. i 60. Bardzo Państwa na ten koncert zapraszam! Zagram ze wspaniałym zespołem w Art Inkubatorze przy Goyki 3! Wstęp jest wolny.

Oprócz koncertu będzie można na festiwalu dostać też książki mojego wydawnictwa Fame Art, będą sprzedawane na stoisku organizatora, więc będzie się działo! Bardzo kocham Włochy i staram się szukać projektów związanych również z tym krajem, więc jedna z naszych nadchodzących premier książkowych to właśnie debiut włoskiej pisarki Silvy Gentilini pt. „Mrówki nie mają skrzydeł”.  

Jesteśmy ciekawi, dlaczego zainspirowała Cię właśnie Sophia Loren?

Często powtarzam, że w moich projektach (muzycznych i książkowych) staram się szukać kobiet, których historie będą motywem przewodnim danej piosenki, płyty, książki. Nagrałam wcześniej płytę z wierszami wybitnej polskiej poetki Kazimiery Iłłakowiczówny, a znaczna większość naszych książek jest autorstwa kobiet lub o kobietach opowiada. Wyjątkiem jest proza Izraela Singera.  

Chciałam też stworzyć projekt, który byłby związany z włoską kulturą, ponieważ mieszkam od 4 lat w Mediolanie. Sophia Loren była dość oczywistym wyborem, ponieważ jest niesamowicie ciekawą postacią. Przeczytałam jej autobiografię, pozaznaczałam całą kolorowymi karteczkami, tyle tam życiowych lekcji… Sophia to gwiazda, ale też bardzo mądra kobieta i tytan pracy. To mi imponuje.

Twój klimatyczny album prezentuje Włochy zarówno Federico Felliniego, jak i Paolo Sorrentino z odrobiną Frances Mayes. To 14 piosenek znanych m.in. z włoskiego, powojennego kina w nowych aranżacjach Jana Stokłosy. Jak się poznaliście z Jankiem i jak przebiegała Wasza współpraca?

Poznaliśmy się przez wspólnego znajomego, Tomka Budkiewicza, który zajmuje się realizacją dźwięku. Kiedyś opowiedziałam Tomkowi o tym, że chciałabym nagrać wiersze Kazimiery Iłłakowiczówny i on skontaktował mnie z Jankiem twierdząc, że to idealny producent do takiej płyty. Nie mylił się. Janek jest bardzo utalentowaną osobą, producentem, aranżerem, kompozytorem i dyrygentem. Od razu po tym jak nagraliśmy Iłłakowiczównę, zaproponowałam mu płytę z piosenkami Sophii Loren. Pracowało mi się z Jankiem (i z Tomkiem, który realizował album) bardzo komfortowo. Wszystko zostało zrealizowane bardzo profesjonalnie i na czas… zupełnie inne doświadczenie, niż przy moich poprzednich projektach. W przerwach popijaliśmy sobie wino i jedliśmy obiadki na tarasie. Pięknie wspominam czas nagrań “There is a star”.

Sophia Loren jest ikoną kina i stylu. Nagrywając płytę There is a star wzięłaś udział w odważnej sesji zdjęciowej, inspirowanej jej kultowymi kreacjami aktorskimi. Również w ostatnich teledyskach, szczególnie w „Guarda la luna” widzimy, że wcielasz się w postać pięknej aktorki. Jak się czułaś w takich kobiecych kreacjach? 

Czułam się w tym świetnie, choć się bałam. Mambo Italiano to teledysk, w którym przedstawiliśmy 14 kreacji Sophii Loren, które staraliśmy się odwzorować 1:1. Była tam m.in. stylizacja w bieliźnie z filmu “Wczoraj, dziś, jutro” czy słynny odważny gorset z “Milionerki”. Sophia odsłaniała dużo ciała i ja też odsłoniłam, po raz pierwszy w życiu, przed kamerą.

Wstydziłam się, bo wiadomo, że każdy ma jakieś kompleksy, niedoskonałości. Dla mnie to na przykład cellulit, szerokie biodra, brzuch, który nie jest idealnie płaski. Ale do sesji przygotowała mnie wspaniała ekipa, Kata Haratym stworzyła stylizacje, Ania Piechocka zadbała o włosy i makijaż… naprawdę upodobniły mnie do Sophii. Poczułam to słynne “body positivity”. Wszystkie jesteśmy inne i wszystkie jesteśmy idealne takie, jakie jesteśmy. Dobrze się bawiłam. Potem w teledyskach do Americano i Guarda la luna było mi już dużo łatwiej i jeszcze bardziej pokochałam pracę z kamerą.  

To niezwykłe, Polka podbija Włochy ich własną muzyką. Słyszeliśmy, że twoja płyta bardzo się spodobała we Włoszech i że dziennikarze zasypują Cię pytaniami, a utwory lecą w kilkudziesięciu włoskich stacjach. Jakie to uczucie?

Bardzo miłe, naprawdę wspaniałe. Choć oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia… ale nie spodziewałam się tak pozytywnego odzewu ze strony Włochów. W końcu śpiewam ich piosenki z dziwnym akcentem… słychać, że nie jestem rodowitą Włoszką. Obawiałam się z tego powodu krytyki, a oni uznali to za coś pozytywnego. Często mówią mi “to jest egzotyczne”. I cieszą się, że ktoś z innego kraju docenia ich kulturę. Daje mi to kopa do tego, żeby tworzyć kolejne piosenki po włosku. Czuję się tam bardzo dobrze.  

Czy Polska jest równie łaskawa? Wybrałaś dosyć trudny kawałek chleba, rynek wydawniczy w Polsce, szczególnie dla małych wydawnictw nie jest łatwy. Jak sobie radzisz?

Jest ciężko i sądzę, że nie ma sensu niepotrzebnie kolorować rzeczywistości. Wybrałam chyba dwa najtrudniejsze możliwe rynki – muzyczny i wydawniczy. We Włoszech zdają się one trochę łatwiejsze, ale to być może dlatego, że kraj jest większy, zarobki ciut wyższe… sama nie wiem. Specyfika tych rynków jest dla mnie wciąż wielką zagadką. Ale lubię tę pracę.

Codziennie mówię sobie: “Koniec. Nie dam już rady, ogromne koszty, minimalne zarobki, kolosalny nakład pracy, ciągłe problemy”. A zaraz potem znajduję jakąś zagraniczną książkę, która skrada moje serce i już sobie myślę, kto by ją dla nas przetłumaczył, jaką miałaby okładkę, itd. Podobnie jest z muzyką. Codziennie mam dość, ale codziennie jest to też rzecz, która daje mi największe ukojenie. Muzyka to naprawdę moja największa miłość od dziecka, bezwarunkowa, choć bardzo trudna – jakkolwiek banalnie to nie brzmi…

Powiedz proszę, jak się zaczęła Twoja przygoda ze śpiewaniem?

Śpiewam od dziecka, z przerwami. Nie chodziłam do szkoły muzycznej, ale zawsze należałam do chórów i miałam prywatne lekcje, również pianina. Kiedy miałam 8 lat mama zachęciła mnie do wzięcia udziału w pewnym szkolnym konkursie. Dostałam się do etapu regionalnego i już od tamtej pory nigdy nie chciałam zejść ze sceny. Jako nastolatka zaczęłam pisać pierwsze piosenki i uciekałam na wagary z liceum do studia nagraniowego, gdzie powstawały pierwsze szkice. Nienawidziłam liceum, okropnie je wspominam, za to studio nagraniowe i muza dawały mi ukojenie, czułam się tam bezpiecznie.

Na swojej drugiej płycie Bunt młodości śpiewasz tekstami Kazimiery Iłłakowiczówny. Skąd ten wybór? I jak zainteresowałaś się twórczością tej autorki?

To kolejna ciekawa postać kobieca, nad którą chciałam się pochylić i przypomnieć o jej twórczości. Iłła była niezwykłą Polką o bardzo bogatej biografii, niesamowicie odważną kobietą, sekretarzem Józefa Piłsudskiego, tłumaczką, poetką. Naprawdę warto poznać tę postać i jej poezję. Mnie jej wiersze po prostu bardzo się podobały. Nie przepadam za poezją, a Iłła trafiła w moje serce.  

Sophia Loren, Kazimiera Iłłakowiczówna, ale również autorki, których książki wydajesz Ester Singer Kreitman czy Ruth Bader Ginsburg, to silne, inspirujące kobiety, można wręcz powiedzieć feministki. Czy są one dla Ciebie wzorami do naśladowania, inspiracjami, a może pokazując je chcesz inspirować inne kobiety do działania?

Zawsze szukam takich kobiet, które mogę naśladować, od których mogę się uczyć. Robiłam tak, odkąd tylko pamiętam i zawsze czytałam biografie z otwartą buzią, kupowałam magazyny, bo akurat na okładce była babka, którą podziwiam i zaznaczałam markerami najciekawsze fragmenty, albo nawet je wycinałam. Niewątpliwie chciałabym też przybliżać na swój sposób te ciekawe historie, postaci i tym samym dawać powód innym, może młodszym dziewczynom do tego, żeby nie bały się podążać za swoimi marzeniami, bo komuś już kiedyś się udało, dokonał czegoś wspaniałego.  

Jak wspomniałaś inspirują Cię kobiety, ale dostajesz też dużo wsparcia od mężczyzn – tata czy choćby, wspomniany wcześniej, Janek Stokłosa. Czy dobrze mieć silne męskie ramię obok siebie?

Myślę, że to ważne, żeby mieć wsparcie w ogóle. Mnie wspierają bardzo rodzice, rodzina. Mam też wsparcie najbliższych przyjaciół, co mnie zawsze bardzo wzrusza, bo przypominam sobie, że mam w życiu wspaniałych ludzi. Jeśli chodzi o męskie ramię – różnie bywa. Niektórzy go potrzebują, inni nie. Niestety rynek muzyki jest zdominowany przez mężczyzn. Wciąż jest mniej instrumentalistek, producentek, dyrygentek, niż mężczyzn wykonujących te zawody. A mnie się bardzo marzy np. całkowicie kobiecy zespół! To byłoby coś! Jak u Beyoncé.  

Czy sama uważasz się za silną i idącą odważnie przez życie kobietę?

Podczas Literackiego Sopotu nie tylko zaśpiewasz, ale też pokażesz książki własnego wydawnictwa Fame Art

Masz dopiero 28 lat, a już tak wiele zrealizowanych i bardzo różnorodnych projektów na koncie. Rozmawiając z Tobą cały czas się zastanawiam skąd w Tobie tyle zapału i pomysłów? Co Cię inspiruje, co nakręca tę chęć poszukiwania i otwartość?

Na koniec powiedz nam Natalio, jakie są Twoje kolejne muzyczne marzenia i co planujesz w innych działaniach?

Teraz chciałabym pograć trochę koncertów. To jest zawsze moja ulubiona część muzycznej działalności i czuję ogromny niedosyt. Muszę pomyśleć, jak to zorganizować. W następnej kolejności mam w planach nowe single po włosku, ale już moje własne, autorskie, nie covery. Mam tyle pomysłów!  

Jeśli zaś chodzi o książki, to przed nami kolejne kobiece premiery jeszcze w tym roku i na początku następnego! Chodzi mi też po głowie myśl, jak to by było mieć wydawnictwo we Włoszech…  

Materiał powstał przy współpracy Pani Katarzyny Socha z firmy “Mind&More”

Natalia Moskal – wokalistka, tłumaczka literatury, miłośniczka Włoch i włoskiej kultury. Do tej pory ukazały się jej trzy płyty:  Songs of Myself (2017), Bunt młodości (2018) i There is a star (2020). W 2019 roku wzięła udział w selekcjach do San Remo w ramach Area Sanremo. Pierwszy włoski singiel Natalii ( Im)perfetta, który ukazał się też po polsku i po angielsku, był we Włoszech emitowany w 67 stacjach radiowych, miał premierę na popularnym, ogólnokrajowym portalu Sky TG 24, zakwalifikował się także do setki najczęściej granych w radio niezależnych utworów. Autorka coverów  Soldi Calipso, które razem osiągnęły pół miliona wyświetleń na You Tubie i zostały bardzo pozytywnie we Włoszech przyjęte, podobnie jak jej ostatnia płyta. Natalia jest także właścicielką Wydawnictwa Fame Art, które wydaje muzykę i książki, jest również tłumaczką – na swoim koncie ma m.in. tłumaczenie książki Rodowód Ester Singer Kreitman.

Related Post